Branża hotelarska, która odpowiada za 12 % krajowego PKB, właśnie zamiera. Nie skurczyła się, nie została też ograniczona. Koronawirus sprawił, iż w hotelach nie ma w ogóle klientów, odwołano wiele rezerwacji, eventów, konferencji i innych wydarzeń, które mogłyby się odbyć w takim miejscu. Nawet, jeżeli właściciel hotelu był bardzo zapobiegliwy, nie ma żadnego kredytu i przez ostatnie lata zgromadził pewne rezerwy, będzie w stanie utrzymać się na rynku tylko przez krótki czas: płacić za media, czy opłacać pracowników.
Wpływ koronawirusa na branżę hotelarską
Polskie hotele, które jeszcze do niedawna miały przynajmniej 50-procentowe obłożenie, a te nowoczesne, w większych miastach i miejscowościach turystycznych, nawet 80-procentowe, obecnie zostały zmuszone do zamknięcia swojej działalności. Niemniej jednak zatrudnieni w nich pracownicy chcieliby pobierać wynagrodzenie za pracę. Właściciele muszą opłacać też rachunki lub też podatki. Obecnie jest to najzwyczajniej w świecie niemożliwe.
W czasie kryzysu finansowego, który miał miejsce w latach 2008-2009, kiedy hotelarze mogli go doświadczyć na sobie, zarządzając swoimi biznesami – poprzez okrojone budżety marketingowe dla grup firmowych czy odwołane imprezy, turystyka miała się jeszcze całkiem nieźle. Ludzie chcieli i mieli możliwość podróżowania, spadki liczono maksymalnie na poziomie 30 procent obrotów. Było to załamanie, niemniej jednak dochodziło do niego w sposób stopniowy, dzięki czemu można było z nim jakoś walczyć. Obecnie nie jest to możliwe. Praktycznie z dnia na dzień znikło wszystko. Rezerwacje, konferencje, klienci, zaś przychody hotelarzy znacząco zmalały, albo w ogóle nich nie ma.
Jak to możliwe? Ktoś przeznaczył na zbudowanie obiektu hotelowego kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt milionów złotych, przez ostatnie lata inkasował spore sumy pieniędzy i nie będzie obecnie w stanie przetrwać nawet kilku tygodni bez zarabiania? Nie ma żadnych oszczędności, od razu stanie się bankrutem? Aby ta branża dobrze funkcjonowała, musi zostać spełniony jeden warunek, a mianowicie obecność klientów. Tymczasem zarządzono zamknięcie granic, ograniczono także swobodne przemieszczanie się.
Obiekty hotelowe w większości musiały zostać zamknięte. Nieliczne spośród nich działają w ograniczonym zakresie, obsługując niewielką ilość gości, którzy nie zdążyli na przykład wyjechać. Takiej kryzysowej sytuacji jeszcze nie było w historii, ostatnia duża zaraza na terenie Europy – hiszpanka – miała miejsce ponad 100 lat temu, a przy tym ograniczony zasięg. W Polsce przytaczano przykład Wrocławia i epidemii ospy w roku 1963, niemniej miała ona wyłącznie wymiar lokalny. Epidemia koronawirusa dotyka nas wszystkich, całą branżę hotelarską, klientów, usługi, czy obiekty.
Zatem, nawet jeśli właściciel był bardzo zapobiegliwy, nie zaciągał kredytów i sporo zarabiał, zgromadził też oszczędności, będzie w stanie przetrwać na rynku tylko przez pewien czas: opłacać rachunki za media, podatki, czy załogę. Niemniej jednak, jeśli podsumować te koszty razem, to można powiedzieć, iż stanowią 30 procent z całego przychodu. A teraz tego przychodu nie ma. W najgorszej sytuacji będą osoby, które muszą spłacać kredyty, a przy tym nie mają żadnych rezerw. Właśnie to one będą bankrutować.
Jakie mogą być scenariusze kryzysu hotelarstwa w dobie panującej epidemii?
Niewątpliwie sporo będzie zależeć od tego, ile ta epidemia będzie właściwie trwała – im dłuższy będzie kryzys, tym powrót branży hotelarskiej do parametrów sprzed załamania rynku potrwa równie długo.
Jeśli liczba osób zarażonych będzie proporcjonalna do liczby miejsc w szpitalach i ich możliwości medycznych, to istnieje szansa na skuteczne opanowanie epidemii i powrócenie do normalności. Jeżeli epidemia będzie mieć większy wymiar, czeka nas taka sytuacja, jak we Włoszech.
Opustoszałe obiekty hotelowe mogą być pomocne w wypadku dalszego rozprzestrzeniania się wirusa. Wolne pokoje i łóżka będzie można przeznaczyć dla osób, które muszą poddać się kwarantannie, zapewniając przy tym jakiekolwiek przychody hotelom. Po epidemii w kraju, w każdym przypadku powrót do stanu sprzed niej będzie trwał wiele miesięcy, lotniska i granice z pewnością pozostaną zamknięte do czasu, kiedy z wirusem nie upora się reszta dotkniętym nim krajów. Zatem przez wiele kolejnych miesięcy.
Jeśli działania nie zostaną rozpoczęte natychmiast, oznaczać to będzie po prostu upadek dla branży hotelarskiej. Brak gości w hotelach, to w prostej drodze również brak dochodów. Nie nagle, zaś stopniowe ograniczanie wypłaty przysługujących pracownikom wynagrodzeń, gdyż personel będzie potrzebny od razu, kiedy wszystko powróci już do normy. Konieczne jest przeprowadzenie rozmów z bankami, ale także z udziałowcami. Co będzie można zrobić, w jaki sposób odroczyć i rozłożyć raty kredytów, jak można dofinansować spółkę właścicielską? Konieczne może stać się także czasowe zawieszenie płatności, jak i wstrzymanie egzekucji skarbowych dotyczących bieżących podatków, składek innego rodzaju publicznych danin w hotelarstwie.